poniedziałek, 31 grudnia 2018

Wdzięczna za...podsumowanie 2018


Rok  2018 był dla nas szczególny - 8 kwietnia o godzinie 4.15 na świecie pojawił się nasz cudowny synek - Franio. I to właśnie ta mała istota wprowadziła w naszym życiu ogromną rewolucje. Z wielu rzeczy trzeba było zrezygnować , inne przewartościować,ale najważniejsze, że w tym wszystkim pozostaliśmy sobą. 
I choć końcówka roku nie należała do przyjemnych, z nadzieją patrzymy na to co przyniesie nam 2019 rok. 


Co udało mi się zrealizować z zamierzonych celów?
Nadal przoduje w książkach - przeczytane 21 z 20 założonych - macierzyński mi to umożliwił. Odkrywałam ukochaną kolejną książkę, pt: " Pełnia życia" Agnieszki Maciąg - zmieniła ona podejście w moim życiu do wielu spraw.
Założenie było ,aby pracować nad energią wewnętrzna i muszę powiedzieć, że poszło mi to nawet lepiej niż zakładałam. Na pewno wpływ na lepsze samopoczuciem miałam dzięki spotkaniu kilku dobrych i wspaniałych ludzików, którzy wnieśli wiele dobra w moje życie. Dziękuje Madziu, Aniu, Alu, Kasiu,Grześ...

Aspekt edukacyjny również zakończony z sukcesem: zostałam dietetykiem , mam nawet małe sukcesy moich podopiecznych, ale jak dalej potoczy się ta pasja? Tego nie wiem, na razie mam ogromną frajdę z tego, że mogę układać dietę i treningi innym, i widzę ich pozytywną przemianę.
Wzięłam udział w międzynarodowej konferencji SI, a także rozpoczęłam studia w tym kierunku, uczę się od najlepszych i czerpie jak najwięcej się da. Niebawem nowe pomysły z tym związane ,a dla wnikliwych hasło : Si_mama ;) tam już się powoli dzieje. 



Wróciłam do treningów, ale tutaj muszę sobie wstawić taki plus/ minus, bo okazało się, że nie było to  takie łatwe po ciąży i w okresie karmienia. Za bardzo chciałam,a ciało niekoniecznie było gotowe. Zrobiłam prawie 70 treningów, wróciłam do biegania - aktualnie 13 km nie jest dla mnie problemem,ale chcę więcej ! 
 Nie udało mi się przebiec Biegnij Warszawo, za to wystąpiłam w Biegu Dzika na 5km ( czas poniżej 30min) i w Biegu Niepodległości , gdzie tez udało mi się zejść poniżej 1h. 
Do formy sprzed ciazy jeszcze nie wróciłam , czekam na to,aż odstawię Franka całkowicie , wtedy będę mogła w 100% popracować nad własna formą i dietą

Randki z mężem były dopóki Franco się nie pojawił, teraz co prawda tez udaje nam się gdzieś wyrwać, ale nie jest to z taka reguralnością jakbyśmy chcieli. Wyjazdu babskiego i rodzinnego niestety nie było. Może w następnym roku ? Ciągle chodzi mi to po głowie .



Ogólnie udało mi się zrealizować 70% z założonyhc planów. 
Oczywiście na najbliższy rok również mam już marzenia, z którymi się  podzielę w najbliższym czasie .

Wdzięczna jestem za każde dobre ,ale i trudne lekcje życiowe. Zarówno jedne jak i drugie wpływają na mój rozwój osobisty i budują mnie jako człowieka. 
Wdzięczą jestem za nowe doświadczenia życiowe- bycie mamą, ale nie tylko w tych dobrych momentach, również w tych ciężkich,kiedy myślę ,że już nie dam rady, że to ponad moje siły, a jednak trwam i sama sobie dziwię ile jesteśmy w stanie udźwignąć. 
Mocno nas to zahartowało, jako rodzinę, 
Wdzięczna jestem za siłę charakteru i to, aby się nigdy nie poddawać. 
Wdzięczna jestem za nowe znajomości, które okazały się być tak fajnymi i wartościowymi ,że ciągle trwają. 
Wdzięczna jestem za stare przyjaźnie, które umocniły tylko nasze więzi.
Wdzięczna jestem za tak częste spotkania z rodziną. 
Wdzięczna jestem za takiego Męża, który jest cierpliwy i kochany, który dba również o moje potrzeby i rozumie , że bycie mamą to nie
 Eldorado. 
Dziękuje za każdą lekcje. 

czwartek, 29 listopada 2018

Energetyczne koło

Dosyć długo zbierałam się aby napisać ten post i też zastanawiałam się czy, aby chce się tym dzielić, ale jeśli to ma komuś pomóc albo skłonić chociaż jedna osobę do refleksji - to warto.

Po urodzeniu synka w moim życiu a najbardziej w mojej duszy i umyśle zapanował hałas...tak tak nie chodzi mi o chaos ( chociaż to też niewątpliwie miało miejsce ) tylko hałas ! Brak spokoju i jakieś wewnętrzne krzyki powodowały , że okropnie się denerwowałam i stresowałam. Do tego dochodzi permanentny brak snu i ból kręgosłupa ( ale o tym wie każda mama i każdy tata). Wszystko to wpłynęło na zamieszanie w mojej duszy. Wtedy na pomoc ruszył umysł, który zaczął dostrzegać pewne znaki , jakie podarował  mi Świat, a serce je przyjęło i rozpoczęła się praca nad hałasem duszy.



Jeszcze podczas ciąży trafiłam w internecie na wpis o mindfulness , o czym się z Wami podzieliłam na blogu. Niesamowicie zafascynowała mnie teoria uważności i skupienia się na jednej rzeczy, a nie wielozadaniowości ( chociaż przy małym baby to nie do końca realne ). Gdzieś tam ta UWAŻNOŚĆ ciągle się przewijała w gazetach, internecie, książkach.  W czerwcu odwiedziła mnie koleżanka z pracy, taki mój anioł ( tym razem nie ten rudy;) ) i podsunęła bloga do poczytania Agnieszki Maciąg. Jednak rozmowa z moim dobrym Aniołem dała mi dużo więcej... zaczęłam sobie powoli w głowie wszystko układać, łapać energię taką dobrą od tej osoby. Nasza pogawędka sprawiła ,że zaczęłam szukać  intensywniej znaków.



I to był drugi punkt w moim kole energii  ogarniania hałasu.

Zafascynowana wspomnianym blogiem, zaczęłam czytać książki jej autorki. I nie ukrywam, że "Pełnię życia"  pochłonęłam dwa razy. Rozpoczęłam powoli prace z oddechem i dobrymi myślami, które sprawiały,że codzienność stawała się łatwiejsza , kontakt z Mężem cudowniejszy ( zmiana w życiu dała się we znaki też naszej relacji) i hałas duszy cichszy.

Kolejny punkt na mapie mojego koła to opowieść jednej osoby z rodziny, która nauczyła się właśnie sztuki medytacji i pozytywnego myślenia. Ze względów osobistych nie będę tutaj przytaczać konkretów. Jednak niezwykle dobrze się słuchało tego w jaki sposób można wpłynąć na swój spokój wewnętrzny.

Brakuje mi tylko jedno odcinka do zamknięcia koła energii , a mianowicie własnego doświadczenia. Niebawem mam nadzieje to nastąpi. Tymczasem każdego dnia staram się ćwiczyć za pomocą afirmacji ( tj. zdania,myśli, które powtarzamy w ciągu dnia, analizujemy i staramy się w nie uwierzyć  w ten sposób pracując nad sobą).

Był taki tydzień , kiedy każdego dnia w czasie drzemki Frania starałam się wyciszyć , zagłuszyć myśli i skupić się tylko na oddechu lub afirmacji. Byłam dużo spokojniejsza. Potem tydzień przerwy i hałas wewnętrzny znowu narastał.




Pewnie niektórzy z Was stwierdzą,że oszalałam ,ale uwierzcie bycie rodzicem to jazda bez zatrzymania ( każdy rodzice wie o czym mówię ) a ja jestem na początku swojej drogi i muszę jakoś bezpiecznie i bez uszczerbku na własnej osobowości dojechać do poszczególnych przystanków. A taki spokój przyda się każdemu z nas, bo daje nam wewnętrzną moc.

Z energia Was pozostawiam i mam nadzieję refleksją,

sobota, 29 września 2018

Herbata turkusowa

Nastał czas jesiennej zadumy i refleksji, ciepłych ubrań , słuchania deszczu pukającego o parapet, długich wieczorów i gorącej herbaty.

Do białej herbaty namawiam Was wciąż , pisałam o niej nie raz, natomiast całkiem przypadkiem odkryłam ostatnio herbatę turkusową zwana również Oolong  lub ulung również spotkacie jej potoczną nazwę tzn :” smocza  herbata” bo po zaparzaniu w imbryku przyjmuje jego postać .(to tak,aby dodać jeszcze cudowną otoczkę ).

Jej fenomen polega na tym,ze ma bardzo długo proces przygotowywania jej do spożycia . Po zebraniu i wysuszeniu ,jest przesypywana do bambusowych koszy , gdzie następnie wstrząsana , tak, aby liście odbijały się o krawędzie kosza. Potem się je przesusza , następnie znowu obija , aż liście zaczną się utleniać.


Herbata turkusowa ma małą zawartość kofeiny,ale dużą taniny. Można o niej powiedzieć, że jest tak pomiędzy czarną a zieloną.



Jakie zatem ma właściwości : M.in redukuje problem nadciśnienia, wspomaga prace nerek i wątroby, stabilizuje poziom cukru we krwi, wskazuje działanie przeciwnowotworowe, poprawia stan skory (polecana przy trądziku) , wpływa na przemianę materii.


Jak ją parzymy ? I tutaj jest jedna z fajniejszych rzeczy - mimo,ze do najtańszych nie należy, można ją zaparzać  wielokrotnie (nawet do 7 razy ) .Temperatura zaparzania to 95 stopni, parzymy przez ok. 1-1,5 minuty, potem kiedy wykorzystujemy ponownie liście to wydłużany ten czas o ok. 30-40 sekund. Pamiętajcie o tym, aby przed zaparzeniem suszu , koniecznie go przepłukać , żeby pozbyć się ewentualnych toksyn i nieprzyjemnego posmaku.




Zachęcam Was do stworzenia rytuału picia tego cudownego napoju. Warto zainwestować w czajniczek, zaparzacz, ulubione kubki, konfiturę, dobry miód , pachnącą świeczkę i oddać się tej wspaniałej celebracji .

Dla mnie picie herbaty jest wyjątkowe - w górach jest moim ciepłem , a w domu sprzyja rozmowom,odpoczynkowi , refleksji. Wprowadza pewnego rodzaju przytulność i intymność.




Jeśli nie masz w domu zestawu do zaparzania herbaty,albo po prostu chcesz spróbować białej lub turkusowej - zapraszam do nas. A i ciastem poczęstuje.


Na zdrowie !

piątek, 31 sierpnia 2018

Wzmocnij się !


Zbliża się jesień , a tym samym zmienna pogoda ,która będzie wpływać na nasze samopoczucie , dlatego chce się z Wami podzielić moimi sposobami na wzmocnienie organizmu, które zamiennie stosuje przez cały rok.


Pierwszym z nich jest picie wody alkalicznej, która nazywana jest wodą „żywą” ze względu na to, że jest nasycona aktywnym wodorem, a to z kolei eliminuje nadmiar wolnych rodników, które są odpowiedzialne m.in za choroby nowotworowe. Pijąc wodę alkaliczna wzmacniamy układ odpornościowy i wyzbywamy się starych komórek, zastępując je nowymi, dzięki temu organizm starzeje się wolniej. Dodatkowo ma idealne pH  - nasz organizm nie jest zakwaszony ( a kwasimy go m.in niezdrowym jedzeniem, fast foodami,słodyczami...). Woda ta jest lepiej przyswajalna przez organizm, nie wiem czy wiecie, ale picie zwykłej mineralnej zazwyczaj niewiele daje organizmowi, gdyż woda dosłownie przelatuje przez nas.



Wody jonizującej,alkaicznej,  nie kupicie w plastikach , będzie dostępna w szklanych butelkach lub foliach. Niestety jest dosyć droga ,dlatego ja znalazłam sposób, aby tą naszą wodę zatrzymać w organizmie. Gdy tylko otwieram butle w domu, wsypuje szczyptę soli himalajskiej (lub innej morskiej), w ten sposób woda dociera do wszystkich narządów w moim ciele. Różnicy w smaku nie ma,a korzyści spore.

Drugim sposobem wzmacniania i detoksykacji organizmu jest picie wodno - ziołowego naparu Alveo, skomponowanego z 26 ziół. Można spożywać w ciąży i przy laktacji,ponieważ jest w 100% naturalne. Jeśli macie problemy z układem pokarmowym, to polecam tym bardziej. Znam osobiście kilka przypadków, którym pomogło.

Dewizą Alveo jest oczyszczenie , wzmocnienie organizmu. Alveo przy regularnym stosowaniu przyczynia się wręcz do  samoleczenia organizm, gdyż najpierw pozbywa się złogów m.in miażdżycowych i cholesterolowych .Ci którzy maja problemy z kamicą żółciową czy nerkową po ok miesiącu zauważą w moczu złogi, które są oznaką rozpuszczenia.



Działanie Alveo jest bardzo szerokie,dlatego, jeśli ktoś z Was jest zainteresowany polecam poczytać więcej w sieci, ja nie będę się wymądrzać =), jedyne co Wam mogę powiedzieć, że polecam, bo przy stałym przyjmowaniu  niweluje wiele dolegliwości, jest naturalny i jego działanie potwierdzone w mojej rodzinie ;).



Kolejna prosta sprawa to picie siemienia lnianego i to nie tylko przy antybiotykoterapii. Siemię w skrócie ,bo o tym poczytacie w internecie - wpływa pozytywnie na układ pokarmowy i krążenia , obniża poziom cholesterolu, poprawia strukturę włosów i wzmacnia paznokcie, chroni przed nowotworami hormonozależnymi , kontroluje poziom glukozy we krwi,wycisza przewlekłe stany zapalne.



Herbata ! Uwielbiam jedni są kawoszami ,ja należę do grupy herbatoholików. Zwykle pije herbatę białą, koniecznie liściasta. Biała herbata jest zdrowsza niż zielona, ponieważ ma więcej antyoksydantów, poza tym dobrze wpływa na układ krwionośny, walczy z wirusami,wzmacnia organizm i pomaga przy osteoporozie i zapaleniu dziąseł. Plus łyżeczka miodu, czasem soku z malin i jest bomba rozgrzewająca i odpornościowa. No i cały rytuał parzenia jej daje niesamowitą atmosferę i przyjemność z picia.


Pokrzywa - również najlepsza w liściach, ma ogrom właściwości, jest moczopędna,więc dla ludzi z problemami z układem moczowym,wręcz wskazana, wzmacnia włosy i paznokcie, ma właściwości odkażające, pomocna przy problemach z żołądkiem i jelitami, a dużo witamin, pozytywnie wpływa na laktację ;) Również polecam poczytać o jej szczególnych właściwościach. Taki skarb natury.



Ostatnia rzecz, którą wręcz uwielbiam, to prosty eliksir odpornościowy - woda z miodem i cytryną na czczo. Wieczorem zalewam połowę szklanki wrzątkiem, po ostygnięciu wody dodaje łyżeczkę miodu. Rano dodaje wrzątek do pełnej szklanki,wciskam pół cytryny i pije od razu. Pobudza układ trawienny, dodaje energii i jednocześnie chroni przed przeziębieniami i przyspiesza chudnięcie ;)
U mnie cała rodzina stosuje eliksir zdrowotności.



Zatem wybierz sobie jeden ze zdrowych,  napojowych nawyczków i zastosuje tej jesieni , na pewno nie pożałujesz,
 a Twój organizm będzie Ci wdzięczny.

sobota, 26 maja 2018

Niezbędnik Mamy

Jak mocno zmieniają się potrzeby, kiedy nie masz trzeciej ręki ,nie dosypiasz , i masz przed sobą małego człowieka, który oczekuje Od Ciebie przytulania...

1. Tablet odszedł w odstawkę - za ciężki jak na jedna rękę , zdecydowanie mój świat internetu przeniósł się do komórki - poręczniejsza ,lekka i można ja trzymać i pisać jedną ręką

2. Kindel -  lekki i łatwo przekręca się strony,a ja nawet chodzę z wózkiem i czytam (jak droga prosta) albo trzymam dziecko na rękach,a czytnik zawieszony o wózek - ostatnio odkryłam, że można by było jeszcze strony przekręcać mrugnięciem  oka



3. Massanger - przerzucam się na wiadomości głosowe ;) jest zdecydowanie łatwiej i szybciej

4. Krem i płatki,maseczki pod oczy -  kiedy chcesz wyglądać jak człowiek,a nie śpisz już kilka miesięcy - mój niezbędny kosmetyk pielęgnacyjny

5. Rozświetlacz -  trzeba nadać twarzy w miarę ludzki wygląd - najzabawniejsze jest to, że im bardziej człowiek jest zmęczony,tym więcej  otrzymuje komplementów

6. Krem do rąk - częste zmienianie pieluszek,to częste mycie rąk a co za tym idzie , wysuszona skóra.

7. Koktajle - kiedy nie masz czasu ugotować sprawdzają się idealnie. Swoje przygotowuje dzień wcześniej.

8. Słuchawki  - jeśli chcesz słuchać instastories lub wiadomości głosowych z massangera

9. Audiobooki - idealne, zwłaszcza z motywacyjnymi gadkami

10. Netflix - podczas karmienia i odbitek  oglądam seriale, w końcu muszę tez mieć coś z tego dla siebie ;)

11. Maseczki - szybko sprawiają , że cera odzyskuje blask, zwłaszcza jak wizyta gości.

12. Quczaj - jego podejście do życia i naturalność,skierowana również do matek karmiących jest urzekająca - rozśmiesza i motywuje

13. Wygodne buty - u mnie w ruchu trampki,new balansy i espadryle - szybko się nakłada plus  wygoda na długich spacerach.



14. Kawa,kawa,kawa - ja osoba nie pijąca kawy, teraz mam w domu ekspres z prawdziwego zdarzenia - staram się nie pić codziennie,a jedynie wtedy ,kiedy spałam już naprawdę niewiele. Preferuje latte i cappuccino z mlekiem migdałowym , i dodatkiem musu kokosowego lub masła orzechowego - taki mój mały umilacz mniej więcej co drugi dzień.

A Ty droga Mamo ,co dopisałabyś do tej listy ?




piątek, 18 maja 2018

Moje (nie) idealne ciało

Po tym jak umieściłam kilka zdjęć w sieci 2 tygodnie po porodzie - dostałam dużo miłych słów na temat mojej figury. Oczywiście niezwykle to budujące - zwłaszcza jak takie słowa pisze kobieta - kobiecie ,ale muszę się troszkę wytłumaczyć i powiedzieć Wam, że wcale je jest tak idealnie.



W ciąży przytyłam tylko 6kg ,wiec wg mojego lekarza nie przytyłam nic,bo waga Dzidziuśka, krwi i wód płodowych dokładnie tyle ważyła. Moja niska waga spowodowana była tym, że przez 5 miesięcy właściwie wymiotowałam non stop i waga spadła poniżej mojej wyjściowej. Gdyby ją liczyć od tego to przytyłam 10 kg, przez kolejne 3 miesiące nie miałam apetytu w ogóle, od wielu potrwa mnie odrzuciło - właściwie mogłabym jeść tylko ziemniaki ,których przed ciąża nie spożywałam w dużych ilościach. W ostatnim miesiącu dostałam leki na podniesienie apetytu, one spowodowały wówczas wzrost wagi o 2kg.




Tydzień po porodzie moja waga wynosiła kilogram mniej niż waga wyjściowa i ta którą chce mieć , czyli 58 kg , dzisiaj ten stan utrzymuje się na tym poziomie lub 1 kg wyższa,w zależności od tego co zjem.


Myślę,ze mimo wymiotów na moja wagę miał wpływ jednak wcześniejszy tryb życia - dużo aktywności sportowej i zdrowej, pełnowartościowej diety.

W stanie błogosławionym również starałam się jeść zdrowo i pic dużo wody i jedyne zachcianki to wspomniane  ziemniaki - najlepiej opiekane na patelni. Chodziłam na spacery i ćwiczyłam z płytą Anny Lewandowskiej przeznaczoną dla kobiet w ciąży.

Od 4 miesiąca smarowałam ciało olejkami,kremami i balsamami przeciwko rozstępom - udało się ich uniknąć.

Dlaczego zatem moje ciało nie jest idealne ? 

Bo jest sflaczałe, brak mu jędrności i sprężystości, nie mam moich zarysowanych mięśni - jest brzydka skóra.

Drugim powodem nieidealnego ciała jest brak kondycji i szybkie męczenie się .Gdzie się podziała moja wytrzymałość ?

I dwie ostatnie rzeczy ,które doprowadzają mnie do niezadowolenia 😙 - cellulit i zatrzymanie wody w organizmie, przez co czuje się jak ponton - napuchnięta i sama dla siebie nieatrakcyjna.

Jak aktualnie walczę z tymi niedogodnościami ? 

Sprężystość ,jędrność i cellulit odbudowuje spacerami i kosmetykami wraz ze specjalną szczotką z wypustkami z włosiem. Za każdym razem pod prysznicem masuje miejsca zawalone pomarańczową skórką, aż do czerwoności, potem wmasowuje już dłońmi olejek przeciw rozstępom. Masażer dostaniecie w Rossmmanie.



Kondycję odbudowuje spacerami i chyba to mi na dłużej na razie może zostać ,ponieważ nie mam zielonego światła na inne aktywności sportowe, co napala mnie złością. Muszę jednak być cierpliwą, aby nie zrobić sobie krzywdy,bo w końcu chcę zrobić formę życia ;) kiedyś trzeba !

Piję dużo wody i herbatę z pokrzywy oraz moją ulubioną białą! Wróciłam też do codziennego picia wody z cytryną o poranku ,która mnie pobudza do działania.

Jem zdrowo, ale znacznie więcej , ze względu na to, że karmie Dzidziuśka. Przyznam się, że zdarza mi się podjadać między posiłkami i strasznie mnie to wkurza, sama siebie nagradzamy za trudy macierzyństwa. Mam nadzieje,ze wygram walkę z tymi nadprogramowymi przekąskami.


Jaki mam plan powrotu do aktywności?

W najbliższym czasie mam kilka wizyt lekarskich, potem badania i spotkania z fizjoterapeutą. Moje treningi chce oprzeć na tabatach ( są szybkie, budują kondycję  i spalają tłuszcz),ćwiczeniach na kręgosłup ( nabawiłam się bólu od noszenia Franco ) , lekkich i krótkich przebieżkach i przede wszystkim ćwiczeniach cardio, aby to moje ciało wróciło do poprzedniego stanu, ba nawet było lepsze.


Także widzicie,ze moje nieidealne ciało to dobre fotki i ubrania ( ale, ale w jeansy, rurki sprzed ciąży się mieszczę, we wszystkie ciuchy się mieszczę, jednak  większość nie leży tak dobrze, jakbym tego chciała ).Kiedy mój plan ćwiczebny wprowadzę w życie ?  - dowiem się pod koniec maja.

Życzę sobie cierpliwości w dążeniu do formy życia ;)

Wasza Evel z Wtulonym Franco ;)

niedziela, 6 maja 2018

Energia !

Tak,tak ja prawie miesiąc od porodu i rewolucji życiowej będę dzisiaj pisać o tym jak tą energią zarządzać.  I od razu mówię - nie jestem idealna w tym zakresie, a odkąd zostałam mamą , tym trudniej jest mi skupić się na poniżej zaprezentowanych przez Tonego Schwartza obszarach.

Schwartz twierdzi ,że są cztery źródła zarządzania energią :

1. To CIAŁO - i sfera zdrowego stylu życia -  jedzenie ( pełnowartościowe, bezcukrowe , regularne) , woda i odpoczynek  - przede wszystkim sen ( z tym to ciężko nie tylko u młodych matek ;) ) i oczywiście aktywność fizyczna. Nie jest to jakieś odkrywcze ,ale wszyscy zgodzimy się z tym ,że pomaga w życiu czuć się lepiej, a treningi i zawody sprawiają,że ma się więcej siły do życia.




2.Drugie źródło to UMYSŁ - i tutaj obalenie mitu na temat wielozadaniowości. Człowiek wykonując jednocześnie kilka rzeczy , tak naprawdę nie skupia się na żadnej. Jest również o tym w książce , którą Wam niedawno polecałam " Pełnia Twoich możliwości". Niestety w moim przypadku nad tą strefą muszę obecnie popracować.Macierzyństwo jest zaprzeczeniem teorii skupienia się na jednej rzeczy. Działasz jak najszybciej i robisz 5 rzeczy naraz - karmisz dziecko, włączasz zmywarkę, nastawiasz pranie i gotujesz zupę - a to wszystko w jednym czasie. Zdecydowanie nie jestem na etapie życia , gdzie muszę się skupić konkretnie na jednej rzeczy. Zwyczajnie się nie da przy małym szkrabie.



3.Trzecia sfera to EMOCJE - i świadomość ich przeżywania oraz sposób w jaki sobie z nimi radzimy. Każdy z nas powinien mieć jakiś trik ,aby nad tymi negatywnymi zapanować ,a dobrymi umiejętnie zarządzać. Emocje w macierzyństwie to temat rzeka. Mi samej zdarza się płakać bez powodu, albo krzyczeć na Jacę, bo coś robi o minutę za długo. Ta sfera u mnie w obecnym stanie wymaga poprawy, ale jestem dobrej myśli i wiem ,że jak już do końca się z małym człowiekiem ułożymy to będzie zdecydowanie lepiej. Na razie nad tym pracuje.

4. I ostatnie źródło - DUCH - tzw. Energia żywiołu. To wartości jakie w życiu wyznaję, kodeks postępowania , pewne zasady, priorytety. Aby je ustalić należy odpowiedzieć sobie na kilka pytań : Jakie są moje wartości ? Jak chciałabym być zapamiętana ? Do czego w życiu dążę ? Co chciałabym osiągnąć ? itd.....



Zadanie jakie otrzymałam z zakresu zarządzania swoją energią polegało na określeniu poziomu mojej energii w skali od 1 do 10.
Nie wypadłam imponująco , poddałam się samokrytyce,ale podziałało to na mnie mobilizująco. Zwłaszcza, że potrzebuje teraz takich bodźców, w czasie który nie jest dla mnie łatwy.

Przesyłam przy niedzieli moc energii oraz myśli nad nią , abyście mogli korzystać z życia jak najwięcej.

wtorek, 27 marca 2018

Jak ciąża nauczyła mnie pokory ?

Wiadomość o tym, że na świecie pojawi się nasz mały człowiek,była dla nas ogromnym szczęściem. Już planując Dzidziuśka myślałam sobie również jak te moje 9 miesięcy będzie wyglądało - odpocznę od pracy ,w końcu się wyśpię, będę gotować i piec jeszcze więcej, 5x w tygodniu trening i w końcu wszystko będę robić wg własnego rytmu,a nie w przyspieszonym tempie, aby się wyrobić i nie nawalić na żadnym polu....

I od samego początku spotkały mnie rozczarowania - już w pierwszym miesiącu ciąży trafiłam do szpitala, brzuch bolał mnie okrutnie ,trzeba było podawać kroplówki - ja osoba,unikająca lekarzy i szpitalnej atmosfery,a jeszcze bardziej igieł musiałam po raz pierwszy przyzwyczaić się do czegoś, co okazało się w moim przypadku wręcz codziennością.



Minął tydzień od wyjścia ,czułam się bardzo zmęczona i przyszedł kolejny objaw ciąży - wymioty,dzień i noc...wymiotowałam nawet wodą, nie mogłam nic jeść, wytrwałam tak 2 tygodnie, aż w nocy obudziłam męża i powiedziałam, że musimy jechać na izbę przyjęć,bo nie mam już siły. Izba okazała się okropna - leżałam na ławce pod szpitalem, wymiotowałam do śmietnika i czekałam 2h na przyjęcie,mimo, że nikogo nie było ! Po zbadaniu ogólnym, próbowano podać mi zastrzyk i kroplówkę ,ale moje ciało było tak wykończone i odwodnione, że nie znaleziono żadnej żyły ! Wezwano anestezjologa ,który próbował na różne sposoby wyszukać chociaż jedną żyłkę ,ale nic z tego...wypisano mnie nad ranem z lekami przeciwwymiotnymi,które i tak później zwymiotowałem :(  rano zadzwoniłam do swojego lekarza prowadzącego, który natychmiast kazał się zgłosić do szpitala - zostałam przyjęta ze skrajnym odwodnieniem,anemią i zdecydowanie za niską wagą. ( macie odpowiedź na Wasze pytanie dotyczące tego , jak to zrobiłam ,że tak mało przytyłam w ciąży).

Spędziłam 1,5 tygodnia  na szpitalnym łóżku - niestety wymiotów nie udało się powstrzymać, ale chociaż zostałam nawodniona kroplówkami. Moja męczarnia i jadłowstręt trwały przez kolejne 3 miesiące. Jedyne co mogłam jeść, to starte jabłko, zrobione przez Męża. A niby miałam tak gotować i piec.....kolejna lekcja pokory.

Przez kilka tygodni moje życie płynęło w końcu bardzo dobrze, wreszcie czas na aktywność sportową, książkę i gotowanie.Całkiem miło wspominam ten czas.

W lutym okazało się, ze mój ból kręgosłupa nie jest bólem kręgosłupa, tylko nerek i rozpoczęła się 3 wizyta w szpitalu - w międzyczasie zrobiono mi inne badania , i okazało się, ze nie tylko nerki mi siadły, ale również wątroba - znowu zastrzyki,kroplówki i utaczanie krwi - tym razem tą wiadomość przyjęłam z myślą,ze skoro tyle dostaje od losu tzn, ze jestem w stanie tyle udźwignąć. Lekarze zapewniają, że wszystkie moje "choroby" ciążowe minął po porodzie. Oby.




Nie minęło 3 tygodnie i  wizyta na której mieliśmy się dowiedzieć szczegółów a propo porodu i lekarz odkrył kolejne schodzenia, kiedy powiedział, że pisze skierowanie "na już" do szpitala, razem z Jacą zaczęliśmy się śmiać ! Było to dla nas tak absurdalne. Ale przyszło się zderzyć kolejny raz z leczeniem, które mnie zaskoczyło, z innym wymiarem bólu - dałam radę .Chociaż w sytuacji kryzysowej, kiedy rano lekarz mi powiedział, że niestety, ale prawdopodobnie musimy Dzidziuśka wyciągnąć wcześniej, bo mój organizm jest mocno przeciążony tym wszystkim co mi się przytrafiło - mocno się zestresowałam....przecież jeszcze tyle czasu ! Teraz już łzy mi poleciały ,z bezsilności i chyba ze strachu - kolejna lekcja pokory wobec losu.

 Już wiemy,ze nasz Bobas będzie wcześniej z Nami, nie wiem tylko czy na święta czy już po - niestety nie ma innej możliwości, aby go przetrzymać - za duże ryzyko dla dziecka i dla mnie.

Tak ciąża nauczyła mnie pokory wobec życia,losu,planowania....scenariusz w dużej mierze jest już napisany, a my niekoniecznie bierzemy udział w jego tworzeniu, ewentualnie możemy starać się, aby jak najgodniej odegrać swoją role, mimo, że nie zawsze ona nam się podoba.
Czasami jest bardzo,bardzo ciężko - nie poddaje się ,bo wiem,ze,aby osiągnąć dany cel czy spełnienie marzenia - trzeba przejść ciężką drogę -wtedy jest się naprawdę spełnionym człowiekiem.
Kiedy mi żle , przypominam sobie wszystko to co udało mi się do tej pory osiągnąć. Pomaga. Oby pomogło też już na finiszu.

 Przede nami ostanie kilometry maratonu - te najcięższe ,pełne bólu i determinacji ,ale na mecie zawsze,zawsze są łzy szczęścia ,i oby tym razem tez tak było !
To co widzimy się na mecie ?

czwartek, 1 lutego 2018

Ciasteczka owsiane z owocami i bakaliami

150-200 gram płatków owsianych

Banan

Pół szklanki malin ( mogą być mrożone)

Pół szklanki jeżyn ( owoce możecie zmieniać według upodobań )

Garść żurawiny

Garść orzechów laskowych (pokrojonych)

Garść migdałów ( pokrojonych - ja zazwyczaj biorę ręcznik papierowy, zawijam orzechy lub migdały i tłukę tłuczkiem )

3 łyżki syropu z agawy ( może być tez klonowy lub daktylowy, lub płynny miód )

Łyżeczka cynamonu

Łyżeczka siemienia lnianego


Wszystko blendujemy na gładką masę , następnie blachę wykładamy papierem do pieczenia i formujemy ciasteczka. Piekarnik rozgrzewamy na 180 stopni i pieczemy 15 minut.




Zdrowa przekąska dobra na drugie śniadanie albo kiedy głód zapuka do naszego brzucha;)

P.s moje ulubione kakao : duża szklanka mleka migdałowego wlana do garnka do podgrzania, następnie dodaję łyżkę kakao ,a potem łyżkę cukru kokosowego ,na koniec szczypta cynamonu. Z ciasteczkami komponuje się idealnie ;)

środa, 24 stycznia 2018

Co w życiu jest Twoją pasją ?

Lubię spotykać się z ludźmi, którzy mają w życiu pasję. Opowiadają wtedy o swojej życiowej "zajawce" z iskierkami w oczach, pełni optymizmu, radości i szczęścia bijącego z zakamarka każdej części ciała.

W Tv słuchałam chłopaka, który pasjonuje się fotografowaniem ptaków. Opowiadał o tym z taką ciekawością,że jeszcze 20 minut programu i sama zaczęłabym się tym interesować.

Dzisiaj będąc w kawiarni, sięgnęłam po magazyny leżące na półce - od razu moje dłonie powędrowały po "GÓRY", mimo ,że wybór był naprawdę imponujący. Ciekawe dlaczego?

Ludzie, którzy mają pasję są niesamowicie ciekawi, pełni energii, zorganizowania ( bo w końcu trzeba znaleźć czas na realizację swojego hobby). Zawsze można dowiedzieć się od nich czegoś nowego. Uwielbiam to ! Dlatego polecam Wam pooglądać niektóre wystąpienia na YT z kanału TEDx - tam znajdziecie mnóstwo freaków, którzy zapalą Was do działania o jakim nawet nie śniliście.

Otaczam się znajomymi, którzy z pozytywną zaciętością potrafią opowiadać o fotografowaniu, malowaniu, sklejaniu figurek, bieganiu, wspinaniu, podróżowaniu, magnesach na lodówkę, ogrodnictwie, modzie czy hodowli pszczół. Zawsze po spotkaniu z nimi czuję przypływ energii , jestem naładowana ich pasją, wiedzą i optymizmem. Są inspiracją. Macie kogoś takiego kto Was inspiruje ? Zabiera na ściankę wspinaczkową albo kurs robienia sushi ?

Dla mnie odpowiedź na to pytanie jest oczywista :



Góry - są moją ogromną pasją. Wyciszają mnie, sprawdzają charakter,uspokajają , pozwalają oderwać się od codzienności. Tam wysoko nie ma zasięgu i podłączenia do fcb czy instagrama. Góry dają mi siłę, chociaż często nad poziomem morza jestem słabiutka i walczę z każdym oddechem i krokiem. Wracam silniejsza, pewniejsza siebie i nie ma dla mnie żadnych granic w spełnianiu marzeń.Bieganie - ale długodystansowe - wzmacnia moją silną wolę, walczy ciało z umysłem, mobilizuję się do wysiłku ,sprawdzam ile jeszcze dam rady przebiec kilometrów,kiedy paznokieć schodzi mi z palca i boli czworogłowy. Przekraczam granice.

I to wspaniałe uczucie szczęścia tuż po!

Fitness i zdrowy styl życia - kształtują mnie na co dzień, każdego dnia dowiaduje się czegoś nowego na interesujące mnie tematy. Pozwalają wprowadzić pewnego rodzaju dyscyplinę z której czerpie pozytywne efekty. Odnajduję nowe smaki gotując zdrowo , a ćwicząc sama czy z grupą uwielbiam to uczucie nagłego przypływu energii, mimo ,że " tak bardzo mi się nie chciało".



Podróże - te nas kształcą, jest to czas gdzie nie muszę zmywać, myśleć o obiedzie, treningu , pracy, rachunkach - totalny reset organizmu i naładowanie się "czymś" nowym - miejscem, jedzeniem, ludźmi, atmosferą, klimatem....każdego dnia budzę się z uśmiechem na twarzy i z niewiadomą " co dziś zobaczę ? " i później opowieści przy winie czy herbacie ze znajomymi ! dzielnie się wrażeniami i przygodami.



Szukajcie w życiu pasji, one nas wzbogacają i sprawiają,że jesteśmy otwarci i lepsi dla innych i świata !

wtorek, 2 stycznia 2018

365 możliwości

Nie zgadzam się z tym ,że nie warto robić postanowień, wyzwań czy planować marzenia - u mnie zazwyczaj plan na dany rok realizuję w 70 % i mam realnie zapisane to co mi się udało, oraz to co muszę przenieść na rok następny, albo odrzucić , bo zmieniły mi się priorytety.

Jaki był rok 2017 ?
Pierwsza połowa dała mi ( nam ,bo jednak odbiło się to też na moim Mężu) w kość - najpierw choroba i walka z nią w różnoraki sposób, ostatecznie w czerwcu zakończona sukcesem, jednocześnie różne zawodowe perturbacje, które nie pozwalały w nocy spać i zabierały wszelką energię. To już za Nami...od lipca nasza linia ze spadku ruszyła mocno do góry - pojawiło się nowe życie, czekamy na naszego Dzidziusia. I chociaż początek też nie był łatwy ( 3x szpital, niepewność, ciągły strach...) to z nadzieją i ogromną radością czekamy na małego Dzidziuśka.



Czy udało mi się zrealizować założone cele ?

Większość tak , i mimo tych zamot dałam radę : przeczytałam 22 książki ( zakładałam 20) , zrobiłam ponad 200 treningów fitness ( miało być 140), przebiegłam maraton w moim ukochanym Lu, dowiedziałam przecudne Tatry, ciepły Mediolan i zwiedziłam kraj , który pokochałam - Portugalię, rozpoczęłam kurs z dietetyki i mocno pogłębiłam swoją wiedzę w tym kierunku, wróciłam na ściankę wspinaczkową i zeszłam poniżej 50 minut w biegu na 10 km...Oczywiście nie zaniedbałam sfery uczuciowej - chodziliśmy z mężem na randki i uskutecznialiśmy sobotnie kawowe poranki.

Nie wzięłam udziału w Triatlonie i nie przebiegłam zamierzonych km ( tutaj już brzuchol zadecydował ) , nie udało mi się zdystansować do pracy i regularnie z Jacą chodzić do kina czy teatru.
A reszta....przechodzi na następny rok 2018 ,a w Nim :

Po pierwsze : Będziemy pracować nad spokojem wewnętrznym ( muszę nauczyć się pracy z własną energią życiową,aby nie marnować jej tam , gdzie się zwyczajnie nie opłaca) oraz znajdziemy równowagę w nowej sytuacji życiowej, tak ,aby każdy z nas mógł dalej realizować swoje pasje i marzenia.

Po  drugie : Randki z Mężem zostają, tylko będą troszkę rzadziej, tak samo kawka i teatr z kinem - trzeba będzie się trochę poprzestawiać,że nie jesteśmy tylko we dwoje.

Po trzecie : Dalej się będę uczyć tego co mi sprawia najwięcej frajdy , kilka kursów i konferencji zostało wpisanych ;)

Po czwarte : Utrzymuje 20 książek ;)

Po piąte : w X wystąpię w Biegnij Warszawo , a w XI w Biegu Niepodległości, przebiegnę w ramach treningów min.150 km i zrobię min. 70 treningów fitnessowych , no i najważniejsze wrócę do formy !!!

Po szóste : Zorganizuję babski wyjazd i pojedziemy z Jacą we dwójkę na weekend.

Po siódme : Będę regularnie pisać na blogu (!) i rozwinę kolejną pasję związaną z fotografią :)

Moje założenia zwłaszcza sportowo - podróżnicze zostały pomniejszone o 50 % ,ale patrzę na wszystko realnie i wiem ,że czasu dla siebie będę miała trochę mniej. Nie chcę jednak w tej nowej sytuacji się zatracić, stąd nie będę rezygnować z tego co sprawia mi przyjemność i buduje mój charakter.
Czy się uda ? Za rok Wam powiem ;)