piątek, 6 października 2017

Idę w Porto


Porto to na chwile obecna , najpiękniejsze, najbardziej romantyczne i najbardziej przyjazne miejsce jakie odwiedziłam. Czułam się tutaj niezwykle dobrze ,wszystko było idealnie (może poza tym obrzydliwym pająkiem). 

Do Porto dotarliśmy autobusem z dworca z Lizbony - zdecydowała cena ,a czas przejazdu o czym pisałam wcześniej to tylko 30 minut dłużej. Przemierzając drogę z dworca do hotelu , trochę byliśmy rozczarowani....pędziliśmy przez brzydkie ulice i nawet skomentowaliśmy to tym, że na ta chwile Lizbona jest ładniejsza. Lekkie rozczarowanie pojawiło się na naszych twarzach. 


Od razu po zameldowaniu ruszyliśmy do serca Porto....i ......zaniemówiliśmy... Miasto okazało się przepiękne, przeurocze a my śmialiśmy się z siebie, że oceniliśmy je po pierwszym wrażeniu (jak to w życiu ). Nie bez powodu wpisane jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO.



Jedzenie wyśmienite, klimat przeuroczy, a wino Porto....wyborne. I tutaj skupie się na ich szlagierowym trunku jakim jest wspomniane porto. Koniecznie jak tutaj przyjedziecie musicie odwiedzić jedna bądź dwie winnice ,gdzie zobaczycie bardzo dokładnie jak się robi to cudowne wino oraz skąd się w ogóle wzięło. My byliśmy w Taylor's  -niezwykle elegancko i profesjonalnie poprowadzona wycieczka z audioguidem zakończona degustacją win w pięknym,zielonym ogrodzie,po którym spacerują dumne  pawie.




Wydaliśmy fortunę w ich sklepie firmowym i gdyby nie mój ! Uwaga mój ! Zdrowy rozsądek przez Jace do końca wakacji jedlibyśmy  tynk z bloków i pili wodę z rzeki. Bo mój Mąż oszalał ( prawie jak ja na shoppingu ). Oczywiście musiałam przysięgać ,ze jeszcze tutaj wrócimy i będzie mógł sobie kupić  swoje wymarzone Taylor'sy Vintage  (chociaż i tak przywieźliśmy do Polski mnóstwo wina,które u nas jest swoją drogą  bardzo drogie). 



Poza winnicami obowiązkowo zwróćcie uwagę na dworzec Sao Bento , który jest wyłożony charakterystycznymi płytkami z Porto "azulejos"  - błękitno -białe wzory przedstawiające najważniejsze wydarzenia z historii miasta. Niezwykle urzekające i ładnie wychodzą na zdjęciach ;) 


Od razu traficie do dzielnicy Riberia ,która jest sercem starego miasta ,wieczorem jest tutaj bardzo romantycznie,ale też mnóstwo turystów. Bliskość rzeki i restauracji wpływa na integracje. Porto ma dużo małych, krętych uliczek ,po których lubiliśmy się włóczyć bez celu dochodząc zazwyczaj do bardzo fajnych zabytków. Jaca lubi zwiedzać wszystko z przewodnikiem wg wcześniej zaplanowanej trasy, ja uwielbiam iść tak jak mnie nogi poniosą, dlatego jeden dzień zawsze działamy wg planu a drugi na "przypał".

Porto nie jest zawalone zabytkami ,wiele z nich zrobicie w ciągu dwóch dni ,bez stresu- na pewno trzeba się przygotować na kolejki do Palacio da Bolsa oraz na wieże widokową.Reszta umiarkowanie.



Polecam posiedzieć i pomarzyć w parku przy Jardins do Palacio de Cristal.

My pojechaliśmy jeszcze do Guimaraes - miasteczka ,które było pierwszą stolicą Portugalii,od Porto położone jest ok.50 km ,z dworca bardzo łatwo można się tam dostać pociągiem. Bez wapienia na uwagę zasługuje starówka z szerokimi alejami i zabytkowymi  kamienicami. Udało nam się wejść do Klasztoru Matki Boskiej Oliwnej, który po raz pierwszy w kaplicy sprawił, że  poczułam się bardzo dobrze - w tle leciała śliczna ,nastrojowa,instrumentalna muzyka,mimo tłumów panował ogromny spokój i skupienie .Czy tak nie mogłoby być w każdym kościele ? 

Zwiedzanie miasteczka zakończyliśmy Pałacem Książąt Bragancy. 

Ostatni wieczór w Porto umilała nam wędrówka kilkukilometrowa z nad płazy ( do której dojechaliśmy ich metrem -wg mnie to tramwaje ) ,a później szliśmy wzdłuż rzeki Douro racząc się Porto. Wieczór magiczny,cudowny, marzycielski , pełen zapewnień ,ze na pewno jeszcze tutaj wrócimy.....