środa, 27 września 2017

Portugalia część pierwsza LIZBONA i okolice



Już kilka razy przekładaliśmy wyjazd do Portugalii,zawsze wybierając inny kierunek.W tym roku tez mieliśmy wyruszyć po raz kolejny  na greckie wyspy,ale ostatecznie wyjazd nie wyszedł, więc siłą woli trzeba było ruszyć na półwysep iberyjski. I w żadnym wypadku nie żałujemy.Jesteśmy zachwyceni i totalnie zakochani w tym kraju.

Komunikacja
Uwielbiamy podróżować sami,a nie z biurem podróży,mamy wtedy swobodę przemieszczania się i decydowania o wszystkim. Nasza decyzja była taka,że lecimy z Warszawy z lotniska Chopina do Lizbony i tam spędzamy kilka dni zwiedzając okoliczne miejscowości i oczywiście samą stolice Portugalii. Minus był taki,ze wylądowaliśmy ok 1 czasu polskiego ( u nich była 24). Lądowanie było urokliwe,gdyż lotnisko znajduje się w środku miasta i samolot przelatuje nad rozświetlonymi dzielnicami Portugalii.
Lotnisko praktycznie nie żyło ,gdzie nie gdzie spali turyści oczekujący  na lot. My dość sprawnie odebraliśmy bagaże i ruszyliśmy na autobus miejski ,który podwiózł nas pod sam hotel. Klimat w nocy w tego typu środkach transportu sami wiecie jaki jest - podpici lub wracający z pracy ,ale głównie z imprez ludzie. Przystanki są słabo oznaczone,znajdują się w tak absurdalnych miejscach np.na zakręcie, system głosowy (przynajmniej w nocy ) nie istnieje, bilety dość tanie ,które można kupić u kierowcy. Trochę byliśmy zdezorientowani w tym autobusie,jednak poprosiliśmy kierowcę, aby powiedział nam gdzie mamy wysiąść i tutaj moje wielkie pozytywne zaskoczenie - naród portugalski jest niezwykle sympatyczny ,uczciwy i pomocny.


Po samej Lizbonie poruszaliśmy się pieszo,mimo,ze są 4 linie metra i oczywiście słynne tramwaje ,o których trochę niżej.
Na plaże do Carcavelos udaliśmy się pociągiem podmiejski i tutaj uwaga ! Na dworcu Cais do Sodre działały tylko 3 biletomaty ,a ludzi do wyjazdu było dosłownie setki. Każdy cierpliwie czekał w kolejce ok. 1h ,przy samym zakupie obecny jest człowiek ,który informuje o biletach i pomaga je kupić. Warto zatrzymać kartę przejazdową,którą otrzymujemy  za pierwszym razem,ponieważ przyda się ona do późniejszych jazd- po prostuj ją później doładowujemy. Ale nie wyrzucajcie ich ,gdyż przy wyjściu z metra czy dworca,trzeba ponownie przyłożyć ja do bramki,aby ta się otworzyła. Jak dla mnie głupie rozwiązanie,które powoduje ogromny chaos i ciagłe czekanie.


Do Sintry również udaliśmy się pociągiem,ale już z Sintry do Caro  autobusem kursującym między miastami o numerze 403. Potem tym 403 na najbliższy dworzec ,z którego odjeżdżają kolejki podmiejskie do Lizbony.
Komunikacja jest dość przystępna,ale rozwiązania są kuriozalne i wręcz absurdalne.Trzeba zwrócić jednak honor ,bo zawsze są ludzie, którzy słuzą pomocą.
Z Lizbony do Porto początkowo mieliśmy jechać pociągiem,jednak bilety są dość drogie - kosztują ok.37 euro od osoby,jedziemy 3 h. Autobusem jedziemy 30 minut dłużej ,a bilet kosztuje 20 euro.


Co warto zobaczyć ?
Pierwszego dnia zwiedziliśmy najciekawsze i najbardziej znane zabytki Lizbony :
Praca do Martin Moniz gdzie znajduje się kogut -symbol Portugalii ( zachęcam do zapoznania sie z legendą).








Główna ulice wraz z pałacem i placem - Praca do Rossio - wokół niego jest jeden z najstarszych sklepów z kapeluszami -sama rodzina królewska od wielu lat zakupuje tam nakrycie głowy .






Praca do Municipio - plac na którym jest najlepsza sangria zrobiona z masą różnych owoców ( nie tylko cytrusów ) - polecamy kafejkę Bananacafe. Prawie każdy wieczór spędzaliśmy właśnie tam.





Zachęcam do zobaczenia również bulwarów nad rzeką  Tag -  jest tam niezwykle romantycznie ,a szum fal zdecydowanie uspokaja i pozwala odpocząć przed kolejnymi wędrówkami.






 Lizboński zamek św. Jerzego na Alfamie -  z przepięknymi ogrodami i widokami na miasto.





Kolejnego dnia pojechaliśmy na plaże  Carcavelos z cudnym piaskiem ,ocean okrutnie zimny, ja nie dałam się namówić na pływanie ,tylko zmoczenie, ale Jaca dzielnie oddał się uciesze wodnej.
Tego dnia była nasza trzecia rocznica ślubu ,więc udaliśmy się do jeden z knajpek w której serwowali owoce morza i muzykę fado na żywo. Przepiękny,czuły ,uroczy wieczór.....






Ponieważ tempo  zwiedzania mamy szybkie ,to po zapoznaniu się z Lizboną ,ruszyliśmy penetrować okolice i tak wylądowaliśmy w Sintrze  miejscowości wypoczynkowej władców  Portugalii. Miasteczko urocze aczkolwiek mocno zatłoczone .Celem wycieczki była sieć pałacu Pene i zamek Maurów,do których  udaliśmy się na piechotkę przez "tajemniczy ogród".  Już po fakcie dowiedziałam się ,że prawdopodobne pod ogrodem są podziemia. Sam zamek Pene jest przepiękny pomieszane style architektoniczne, barwne kolory i dopracowane szczegóły sprawiają że wgląda bajkowo.

Wracając z Sintry zahaczamy o Cabo da Rocka miejsce ,gdzie znajdował się  koniec świata , podróżnicy myśleli,że dalej nic nie ma, aż się pojawił jeden śmiałek i udowodnił,że masę globu jeszcze do odkrycia.  Widok zapiera  dech w piersiach ,można tam  siedzieć i napałać  się widokiem,ale pod warunkiem,ze macie ciepłe,ubrana,bo wieje okrutnie. Bez wątpienia Cabo de Rocka jest obowiązkiem każdego turysty.Na pewno nie pożałujecie .A miłośnicy fotografii będą wniebowzięci.


Kilka dni minęło bardzo szybko ,na pożegnanie z tą częścią Portugalii udaliśmy się do najsławniejszej restauracji w mieście.  Anegdotka : każdego dnia przemierzaliśmy naszą ulice i widzieliśmy ,że czeka przed pewnym lokalem o nazwie Ramiro mnóstwo ludzi ,w końcu wklepaliśmy w google o co chodzi -  okazało się ,że mamy pod nosem, niezłe cudo.
Nie mogliśmy nie skorzystać z takiej okazji .....czekaliśmy w kolejce ponad godzinę. Na samym początku pobierasz numerek i czekasz aż twój wywołają ,spryciarze od marketingu jednak nie dają numerów po kolei  ,gdyż zapewne wiele klientów zrezygnowałoby,więc cierpliwie czekasz....
 Mimo nudy  późniejsze gry w quiz historyczny,który sami sobie wymyśliliśmy -  było warto ...
Nigdy nie jadłam cudowniejszych krewetek,małż i muli......coś pięknego i niesamowitego.
Na kraba się nie odważyliśmy,ale wszytsko przed nami! Polecam ,bardzo bardzo polecam.

A następnego dnia plecak  na garba  i ruszyliśmy do najpiękniejszego miasta jakie do pory widziałam .....o nim w następnym poście.