niedziela, 15 marca 2020

Czas zatrzymania.

Świat wymusił na nas przystanek. Zatrzymanie się. Pogroził nam palcem i nakazał spojrzeć w Siebie i na Siebie, pobyć z rodziną, nie odkładać niczego na póżniej ,poczuć wdzięczność za to co się ma.

Jednocześnie wymaga od nas odpowiedzialności i solidarności. To taki test dla naszego człowieczeństwa. Test patriotyzmu i obowiązku obywatelskiego. Ale też test rodziny i samego siebie. Swojej siły charakteru.


Musimy wejść w spokój. Spokój ciała i myśli, pomimo tego ,co się dzieje. Ten przymusowy czas traktuję jako lekcję.

Masz teraz dłuższą chwilę niż zwykle ,żeby poczytać - nadrobię zaległości , wybiorę taką książkę, która przeniesie mnie w inną rzeczywistość lub  zapoda refleksję na te trudne czasy.

Masz więcej minut na medytację i oddech, na uważność, wdzięczność za to co tu i teraz.

Masz godzinę, a nie pół na domowy trening - w końcu się porozciągam porządnie.

Zjem w spokoju śniadanie z rodziną, będę celebrować każdy kęs...

Na półce stoi planszówka - nie rozpakowana od trzech lat (!).Dzisiaj zagramy...w końcu jest czas.

Wieczorem obejrzymy w końcu sezon "Domu z papieru", no i zaległe filmy...tyle ich jest, że nie będę nawet wypisywać.

Nalejemy sobie wina, posłuchamy muzyki, wtulając się w Siebie i planując ten czas najbliższy i ten, który pojawi się znowu w pędzie.

Wierzę ,że te chwile są nam dane , abyśmy zrozumieli Siebie i swoje relacje, być może niektórzy będą mieli okazje, aby je naprawić, nadrobić ( najbardziej z tego czasu będą się cieszyły dzieci, bo nigdy nie mieli tyle czasu z rodzicami).





Wierzę też ,w to ,że to przestroga - zatrzymaj się! Zobacz co jest dla Ciebie najważniejsze !

Wierzę w to ,że " Jeszcze będzie normalnie, jeszcze będzie przepięknie...", ale doceniam tą nienormalność i wyciągnę z niej najwięcej jak się da. Niech tylko zdrowie będzie, a z resztą sobie poradzimy. Nie takie rzeczy widziała historia tego Świata. A my jako ludzie wyjdżmy z tego
silniejsi. I niech ta myśl prowadzi mnie przez ten nietypowy czas. Czas zatrzymania. Czas wstrzymanego Świata. Czas oddechu dla Ziemi. 

czwartek, 13 lutego 2020

Namaste

Pewnie słyszeliście to słowo  w reklamie ,ale co ono oznacza i kiedy się je stosuje ?
Namaste to indyjskie przywitanie, lub pozdrowienie. Składamy ręce na wysokości serca, z palcami wskazującymi do góry i powolutku skłaniamy się.

Jest to dla mnie bardzo wzruszający  gest , dlatego ,że stosuje go wobec siebie - dziękuje za bycie tu i teraz, zazwyczaj wykonuj go po medytacji.


Trening uważności praktykuje od niedawna z różną częstotliwością , chociaż w postanowieniu noworocznym jest ciągłość i to daje mi zdecydowanie więcej niż medytacja od czasu do czasu.


Praktyka ta polega na skupieniu się na własnym oddechu i odsuwaniu myśli, które  się pojawiają - jest to naturalne ,bo  umysł ciągle pracuje ,natomiast sztuką jest odsunięcie tych myśli, na bok. Uświadomienie  sobie ,że one są, ale umiejętne porzucenie ich.


Medytacja napełnia całe moje  ciało i dusze energią ,zawsze po niej czuję spokój i wdzięczność,  mam poczucie ,że  zrobiłam coś dla swojej duszy, dałam odpocząć umysłowi , napełniłam się radością i miłością - siebie samą- a jak mam w sobie dużo miłości, to dużo łatwiej dzielić się nią z najbliższymi. Zdecydowanie jest we mnie więcej czułości (  my Byki niestety skrywamy dużo uczuć wewnątrz siebie ).



Poprzez uważność uczę się relacji sama ze sobą - wdzięczności i radości ,z tego co  mam , z tego, że marzę  i staram się te marzenia realizować , z siły jaką dostaje codziennie ,aby ogarniać rzeczywistości .

10 - 15 minut 3x w tygodniu- daje mi moc.  Oby kiedyś dane było częściej.





sobota, 25 stycznia 2020

Hello Ateny !


Po dwóch latach spędzonych na polskiej ziemi ,trzeba było w końcu spakować walizkę i ruszyć w Świat - dla siebie,dla nas,dla zdrowia psychicznego,dla energii płynącej z podróży, dla beztroski dnia codziennego.

Wybór padł na Ateny,miasto, które zaraz po Porto i Barcelonie wielbię bardzo. Kompana znalazłam szybko - Aga ,zgodziła się w mig na wspólny weekendowy wypad, w końcu nie jeden szlak razem przeszłyśmy, i nie jeden raz w namiocie spałyśmy.

Piątek wieczorem - samolot wylądował w Grecji o godz. 23.40, zatem zanim dotarłyśmy autobusem linii x95 było już przed 1 , zasnęłyśmy ok. 3.30.



Sobota

Najpierw pyszne śniadanie niedaleko Akropolu - sałatka grecka, która tutaj smakuje zupełnie inaczej niż zrobiona w Polsce , pyszny jogurt grecki z owocami i miodem i omlet - tego potrzebowałam.

Plan zwiedzania to kolejno - Akropol , Teatr Dionizosa, Świątynia Zeusa Olimpijskiego,Agora ateński i rzymska , Biblioteka Hadriana i na koniec włóczenie się po Plakce - uroczej dzielnicy ateńskiej. Pogoda nas nie rozpieszczała, raptem 8 stopni , ale kolejek do atrakcji prawie wcale - w sierpniu staliśmy  po 30-45 minut, teraz bez problemu kupowaliśmy bilet.



Zjadłyśmy obiad w knajpce , w której stołowali się lokalni - takie są najlepsze - zupa z soczewicy, a do tego mussaka i ....sałatka grecka. Dla mnie podróżowanie to tez smakowanie i delektowanie się tym co kraj ma najlepsze.



Na wieczór, aby zobaczyć zachód słońca i podświetlone wzgórze akropolskie ,popędziłyśmy na moje ukochane wzgórze Filipoppo. To tam pare lat temu z Jacą spędzaliśmy każdy wieczór - miejsce, do którego idzie sie pięknym parkiem, pełnym roślinności śródziemnomorskiej , już na szczycie nie wiadomo ,z której strony się ulokować - czy z widokiem na Akropol czy na panoramę Aten. Urzeka mnie to wzgórze , jest magiczne, tutaj czas płynie inaczej. Żałuje tylko,ze nie było tak ciepło,żeby sobie posiedzieć i popatrzeć na cuda Świata.



Niedziela pod znakiem pędu .

Rano ulubione greckie śniadanie i biegiem pod Parlament , bo o 11 uroczysta zmiana M warty - imponujące stroje , piękna oprawa i dostępna dla turystów tylko w niedziele od godz. 11.

Zaraz obok parlamentu są Ogrody Narodowe, miejsce urokliwie i latem dające chwile odpoczynku od słońca. Mnóstwo biegaczy wzbudzało moje poczucie winy....

Z ogrodów już blisko do Stadionu Panathinaikos- starożytnej , przepięknej budowli. I właśnie tam , kiedy usiadłam na samej górze, patrzyłam na Akropol i słońce przyjemnie ogrzewało moje ciało , poczułam to co uwielbiam w podróżach - ZACHWYT i WDZIĘCZNOŚĆ. Wiedziałam,ze jest mało czasu,ale bardzo potrzebowałam ,aby tam właśnie pobyć , poczuć beztroskę i pomarzyć o kolejnych wyjazdach , spojrzeć na ducha miasta i podziękować za to,ze mogę tutaj być... nie wiem czy tak,macie, w podróżach ,ale ja czekam na to uczucie od momentu kiedy wsiadam do samolotu. Rodzaj zakochania się w miejscu, zatrzymania się w czasie , wrażliwości, takiego wewnętrznego spokoju.



Wracając zahaczyłyśmy  o targ, i zgubiliśmy się w gąszczu pięknych, ateńskich uliczek. Każda wzbudzała zachwyt i masę zdjęć....aż do momentu zerknięcia na zegarek....i rozpoczął się wielki pęd na lotnisko, a los nam nie sprzyjał, ponieważ metro i autobus nie jeździły , bo akurat dzisiaj Grecy demonstrowali ....

Zostało 2h do lotu. Biegiem do najbliższej ,czynnej stacji metra, już w głowie układamy plan co dalej....ale los nam dopomógł , bo na jednej z ulic na światłach zziajane zobaczyłyśmy autobus ,który jechał w kierunku aeroporto.Aga od razu wbiegła na ulice i zaczęła prosić Pana,aby nas wpuścił ...udało się, i okazało się , że nie byliśmy jedyne w tej sytuacji. W autobusie szybki przepak, i walka z czasem , aby zdążyć nadać bagaż. Nasza przygoda szczęśliwie się skończyła ,ale do bramek dotarłyśmy na 10 minut przed odlotem. Życie nie lubi nudy, a takie przygody piszą piękne wspomnienia. 

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Mapa marzeń 2020

Jestem zwolenniczką tworzenia planów i marzeń. Kiedy widzę postępy, konsekwencję, czasem porażkę, wiem, że "coś" robię ze swoim życiem. Staram się co roku, spisywać swoje cele na kartce, tak ,aby widzieć je często , wtedy czuję motywację. Można je spisać i rzucić do szuflady ,ale wtedy gwarantuje Ci ,że o tym zapomnisz. Znajdziesz przez przypadek za parę miesięcy i pojawi się wstyd. 

Dlatego ja mam swoje plany w kilku miejscach - najpierw wersja robocza w notatniku, potem wersja papierowa na dużej kartce, kolorowa z różnymi rysunkami lub zdjęciami i ostatnia w kalendarzu - tak  ,abym często mogła wracać do moich postanowień.

W tym roku podzieliłam marzenia,cele, plany na następujące kategorie : Podróże, Praca, Rozwój osobisty, Pasje , Blog, Zdrowie  Dodatkowo w kalendarzu zrobiłam tabelki i podzieliłam dane czynności na poszczególne dni w tygodniu, tak ,żebym wiedziała , kiedy REALNIE  mogę np. pobiegać 20 km. Robię to z tygodnia, na tydzień.





Mam też mniej marzeń niż ostatni , a to dlatego ,że chcę je po prostu spełnić , a nie zawalać się mnóstwem planów, które mnie przerosną. Nauczyłam się tego po przednim roku.

Lecimy z tematem, ku inspiracji :

Podróże : wyjazd poza granice naszego kraju ( i to moi Drodzy już za 10 dni nastąpi !!!! ) , a kolejny tylko z Mężem mym, a kolejny z Rodzinką ( ten też już niedługo ,czeka na finalizacje ). No i góry ! Obowiązkowo ! Cieszę się ogromnie. Uwielbiam podróżować, niestety ostanie 2,5 roku nie było to możliwe z różnych przyczyn , ale wracamy na właściwe tory.

Praca : wrzesień/październik to chyba dobry czas na podjęcie dodatkowych studiów, związanych z moją pracą, plus kurs SI , aby się doskonalić. Powstanie również strona www z czymś o czym marzę od dawna, dawna, dawna i nad czym długo pracowałam z pewną dobrą Istotą ( mam tutaj kilka marzeń ,ale nie mogę teraz napisać, póki strona nie ruszy ). Trzymajcie kciuki, bo jest to chyba najważniejsze moje wyzwanie w tym roku, którego bardzo , bardzo pragnę.

Blog : walczę o regularne wpisy - w tym celu , mam napisane raz w tygodniu w kalendarzu termin , kiedy ma nastąpić publikacja. Tematów też mam mnóstwo, oby czasu starczyło ! Bo chęci są !

Pasje : 10 książek ( każdego dnia poświęcam na czytanie min.30 minut ), nadrobić filmy , zrobić 100 treningów fitnessowych , półmaraton i jak forma będzie to maraton , bo tęsknie za tym dystansem bardzo, standardowo Biegnij Warszawo i co wpadnie po drodze, ale bez napinki, czas na dyszkę poniżej 50 min, ściana wspinaczkowa min. 2x w miesiącu.

Zdrowie : badania 2x w roku, więcej wody, medytacja , pranamat i joga 2x w tygodniu.

Zadania są ,ale chcę jeszcze sprawić , aby w mojej głowie pojawiła się CISZA w tym pędzie życia i UWAŻNOŚĆ , czego życzę też Wam.



czwartek, 2 stycznia 2020

Rachunek sumienia


2019 rok i moje plany i marzenia muszę przyznać szczerze , że wypadają z poprzednimi latami słabo.

Chyba za ambitnie podeszłam do sprawy - a przecież mając małego człowieka i prace zawodową nie byłam w stanie zrealizować w 100% , ba nawet w 70% wszystkiego co założyłam.

Nie mniej jednak czy jestem na siebie zła - i tak i nie. Tak, bo czasami wygrywało  zwyczajne zmęczeni, nie - bo nie przewidziałam jak będzie wyglądało moje życie po powrocie do pracy i tak całkiem, całkiem nie odpuściłam .



Co się udało : skończyć studia i zostać terapeutą SI, wykonać tyle treningów ile chciałam , a nawet z górka ! ( robiłam dużo challengów m.in 30 dni treningu non stop czy abschallenge, post owocowo- warzywny, który mnie bardzo naładował pozytywnie i już się w tym roku szykuje na kolejną edycje , z tym, że dłuższą, medytacje i mantry( może nie regularne,ale mnie mocno uspokajały) , 11 książek przeczytanych , samotny wyjazd.

Nie udało się spełnianie biegowe - dyszka była, półmaraton był , ale maraton w tym roki z racji braku przygotowania odpuściłam. Zatem te sprawy przechodzą na następny rok. Ściany nie odwiedziłam , filmów nie nadrobiłam , (lista rośnie w zastraszającym tempie ( chociaż dobre seriale wpadły). Szkolenia z zakresy dietetyki i  i fitnessu nie zrobiłam.


Hej, hej - czytam czytam i stwierdzam, ze jednak nie jest tak źle. Bilans jest całkiem niezły, ale mimo to wewnętrznie czuje , że nie jestem z siebie zadowolona.

W tym roku do sprawy podchodzę inaczej. Układam sobie w głowie różne warianty i plany, sposoby motywacji, zaangażowania i ruszam z kopyta.
W tym tygodniu  jeszcze wpis z marzeniami na 2020 ! Ku motywacji !

Ściskam!

czwartek, 11 lipca 2019

Bo czasem trzeba pobyć samemu ze sobą.



7.20, poniedziałek Dworzec Centralny.

Myśli 1: Może nie powinnam ich zostawiać ? Może byłoby fajniej jakbyś razem spędzili te dwa dni, tak mało czasu mamy we trójkę ? 
Myśl 2: Ledwo zdążyłam na pociąg ( najpierw tulasy Franka, który wyczuł , że wybywam z domu, potem problemy z komunikacją miejską na dworzec. Ledwo zdążyłam ) To znak , aby nie jechać ! . Myśl 3 : Jak dawno nie jechałam pociągiem ! 
Myśl 4 : Jest mi to potrzebne. Jest Nam to potrzebne. 



Jadę. Kierunek Gdańsk i polskie morze. I chociaż mentalnie mi bliżej do gór , to racjonalnie , wiedziałam ze w Tatrach nic nie zdziałam , za mało czasu. Nie pamiętam kiedy podróżowałam sama, chyba ostatni raz na studiach.
W pociągu pochłaniam pół książki i co godzinę dzwonię do chłopaków . Aż Jaca zwraca mi uwagę .

Podróż mija szybko, za szybko. Wysiadam i Gdańsk wita mnie cały w deszczu. Ale nic to -  wiedziałam , że nie będzie przyjemnej pogody, ale za żadne skarby nie pozwolę sobie na marudzenie. Od razu na dworcu kieruje się na peron obok i jadę SKM do Sopotu, aby dotknąć Bałtyku.

Sopot -  leje jak z cebra. Kieruje się po różową parasolkę , która będzie przez dwa dni moim najważniejszym gadżetem. Różowa , zdecydowanie. Bo ma być pozytywnie .



Molo opustoszałe , tylko słychać jak deszcz uderza o morze . Piękny widok. Mimo wszystko jest spokojnie. Idę na sam koniec i postanawiam ogrzać się trochę w kawiarni. Ludzi niewiele, wybieram stolik przy którym mam ogląd na wodę, w głośnikach sączy się deszczowa muzyka, a ja popijam rozgrzewającą herbatę i zajadam ciasto. Marzenie. Odpływam i czuje , ze właściwie to już mogę wracać. Doświadczyłam spokoju, którego od dawna mi brakowało. Błogość i szczęście , które mnie przepełniło w tamtym momencie były dla mnie ekscytujące . Jakbym na nowo obudziła pewne struny w mojej duszy.

 Po godzinie, może dłużej ruszam na plaże , ciągle pada , ale ja jestem szczęśliwa , mimo, ze jeansy przyklejają  się do ud. Maszeruje z tą moją różową parasolką aż do baru Przystań , gdzie podają najlepsza zupę rybną w Polsce.



Wychodzę , na chwilkę deszcz ustaje ,tak to dobry moment, aby dotknąć Morza i złapać wiatr w żagle na drugą polowe roku. Kolejny moment, kiedy dusza zostaje poruszona a spokój rozlewa się po jej zakamarkach.


Po tych cudnych dla mnie chwilach obcowania z morzem , wracam do Gdańska. Tam melduje się w hotelu  i właściwie od razu wychodzę - chce jeszcze zdążyć na zwiedzanie Europejskiego Instytutu Solidarności. Już samo przejście przez słynną bramę z napisem Stocznia Gdańska sprawia , że czuć atmosferę tego miejsca . Budynek z zewnątrz jest przepiękny , nowoczesny z ciekawymi fontannami. W środku okazuje się , że jest jeszcze lepiej. Kupuje bilet , wciągam na uszy audio przewodnika i dowiaduje się , że ten ma wbudowany gps zatem jeśli zmienię sale to głos w słuchawkach mnie zlokalizuje.

O samym muzum mogłabym mówić i mówić . Jest zachwycające, wzruszające, pomysłowe, innowacyjne. Awansuje na miejsce pierwsze w mojej hierarchii muzeów. Nie ukrywam, że kilka razy łza popłynęła mi po policzku. A narracja poprowadzona przez przewodnika przy odpowiednio dobranej muzyce w tle  sprawia, że istota tego miejsca, walki o demokrację zyskuje po raz kolejny na niewyobrażalnej wartości. Osobiście uważam, że KAŻDY obowiązkowo powinien odwiedzić to miejsce. Czapki z głów dla twórców muzeum !



Kolejny dzień spędzam również w deszczu, ale tym razem wybieram się do Muzeum II Wojny Światowej. Budynek z zewnątrz niczemu nie ujmuje Instytutowi Solidarności.Akurat jestem we wtorek a to dzień , kiedy wejście jest za darmo. Biorę znowu słuchawkowego przewodnika.
Ruszam po zakamarkach , zgodnie ze wskazówkami  ze słuchawki, rozpoczynamy od sytuacji w Europie dużo, dużo przed wybuchem światowego konfliktu. Kolejne sale to inne zagadnienia  związane z tematyką wojny. Część jest mi znana , innych  słucham z zapartym tchem. Największe wrażenie robią na mnie zdjęcia dzieci oraz filary z fotografiami pomordowanych Żydów .

 Osobiście uważam , że muzeum jest przyzwoite . I tyle -  nie robi takiego "WoW" jak to Solidarności, jest zbliżone do Polin, ale z dużo mniejszą powierzchnią i  ekspozycją. Nie do końca udało się osignąć efekt zaskoczenia, zwłaszcza dla kogoś, kto widział już Muzueum Powstania Warszawskiego albo Polin.



Ostatnie godziny spędzam w kawiarni z gazetą, kawą i sernikiem z biała czekoladą. Tęsknie już za chłopakami, ale wiecie co? Nie żałuje ! Ten wyjazd był mi potrzebny ! Był nam potrzebny! Z ogromną energia wróciłam  do Jacy i Frania. A i sama sobie w głowie pewne rzeczy poukładałam.

Każda mama, ba ! każda kobieta powinna mieć czas dla siebie, na swoje myśli, na kawę bez pośpiechu, na zwiedzanie zakamarków duszy. Świat się bez nas nie zawali, moi chłopcy bawili się zacnie ! Jaca przeszczęśliwy,  że mógł spędzić tyle czasu z Franiem, a Franek odpoczął od naszej wspólnej rutyny. I oficjalnie oświadczam , że będą powtórki ! I ciągle marzę o babskim wyjeździe !









poniedziałek, 25 marca 2019

14 dni z postem dr Dąbrowskiej



Już od trzech lat , myśl zrobienia postu za mną chodziła, tylko,że najpierw poniosłam porażkę , bo zwyczajnie się nie przygotowałam, wmawiała sobie, że przy takiej intensywności pracy na pewno nie dam rady i padnę , bałam się bólów głowy i nawrotu nerwobólów . Poległam.

Potem okres ciąży i czas karmienia, aż pod koniec zeszłego roku narosła we mnie ogromna potrzeba oczyszczenia duszy, umysłu i ciała. Jako narzędzie do osiągnięcia tego stanu miał mi przysłużyć detoks jedzeniowy.

Tym razem postanowiłam się nie poddać i bardzo dokładnie sobie to wszystko przeanalizowałam.

Najpierw zaopatrzyłem się w najnowsze książki oraz książkę Post Daniela , ponieważ w niej urzekły mnie rozważania na każdy dzień postu, a chciałam mocno , aby mój post miał także wymiar duchowy.

Potem wybrałam czas - Wielkiego Postu, ale też sprawdzałam, aby nie było żadnych uroczystości rodzinnych , wyjazdów , czy innych pokus. Na końcu zdecydowałam się na okres trwania - ponieważ założyłam sobie, że tym razem post przejdę , to musi to być od do . Jestem typowym zadaniowcem, muszę mieć konkret. Realnie byłam w stanie poddać się postowi na 14 dni.

Sprawa posiłków - przypuszczałam, że przygotowywanie ich będzie dla mnie uciążliwe, więc już kilka miesięcy wcześniej rozglądałam się za cateringiem, który taką dietę oferuje. Znalazłam interesującą  ofertę, nie rujnującą mego budżetu i już nie było odwrotu.

14 dni temu rozpoczęłam post. Dostawałam od Was wiele informacji, zapytań , wsparcia - za co dziękuje.

Na pierwsze dni przygotowałam się na ból głowy - a tutaj nic ! Żadnego bólu nie było! Trzeciego dnia bolały mnie zatoki, tylko tyle. Nadspodziewanie gładko się zaczęło. Niestety było mi okropnie zimno! Nakładałam kilka warstw na siebie i podkręcałem  ogrzewanie tak,że nie dało się normalnie wytrzymać ( reakcja Jacy).

W pierwszym tygodniu wszystko mi smakowało, piłam ok 2 litry wody, plus pokrzywę , rumianek.

Drugi tydzień był cięższy - śniadania memłalam i z błyskiem w oku patrzyłam na jajecznicę Franka. Było mi okropnie zimno, aż wody nie chciałam pic i przez dwa dni wypiłam zdecydowanie za mało. Wtedy pomyślałam, że szkoda byłoby zaprzepaścić post przez to,że nie pijam wody. Postanowiłam w termosie zaparzać  wrzątek z imbirem i cytryną, zamiast zimnej wody. Pomogło, bo rozgrzewało i dodatkowo oczyszczało jelita. Zresztą już wiele razy Wam pisałam o tym, ze w domu pijamy na śniadanie szklankę  cieplej wody z cytryna.

Co się zmieniło ? Wzmocniłam swój organizm , swoje poczucie siły sprawczej , to, że dam radę i podołałam wyzwaniu. Wzmocniłam się duchowo i energetycznie, bo w gruncie rzeczy mino deficytu kalorii, miałam ogrom energii, mino różnych nocy, ani razu nie chciało mi się spać w ciągu dnia. Poprawiłam pracę jelit , czuje się lekka . Moja cera się zdecydowanie polepszyła, nabrała blasku i energii. ( Kremy się lepiej wchłaniają , zniknęły przebarwienia po ciąży ;)) , z wagi tez mi zeszło aczkolwiek nie to było moim celem, bo z waga to ja sobie umiem poradzić.

Ogromnym plusem jest to, że mój Jaca tez chce post przejść za rok, tylko, ze 14 dni, a ja 21. Trzeba sobie podnosić poprzeczkę. Także za rok startujemy razem i mam nadzieje, że będzie to nasz już zwyczaj ku zdrowotności.

Nie mam ochoty na mięso, to również było moim celem. Chcemy ograniczyć jego spożywanie do 2x w tygodniu.

Minusem - brak siły na ćwiczenia, a tym bardziej bieganie. 5 km przebiegłam na oparach , bez sił.
W domu ćwiczenia robiłam bardziej siłowe niż cardio. I codzienne spacery po 3-4 km.

Aktualnie jestem na wychodzeniu, które nie jest takim obciążeniem, gdyż przypomina to dietę, którą na co dzień mamy w naszym domu. 

Czy polecam post ? Jak najbardziej jest to niesamowita profilaktyka przeciwstarzeniowa i przeciwnowotworowa, wzmacnia dusze, umysł i ciało, daje poczucie ogromnej sił i energii. Sprawia, że „masz tę moc”.

Moja rada - kilka tygodni przed postem warto się do niego przygotować na każdej płaszczyźnie i mieć motywacje dlaczego to robisz, aby w momentach kryzysu, bo takie będą - dawały siłę.